***
Ciemność. I tyle. Nic więcej nie było widać. Czuła się przygnieciona ciemnością, bólem i... strachem? Czuła strach? Na to wygląda. Strach jest zły. Strach jest słabością. Tylko słabi i maminsynki czują strach.
Jakaś postać stała przed nią. Czuła się głupio, wiedząc, że się boi, że jest niepewna tego, co się wydarzy. Ubranie miała podarte od przedzierania się przez gęsty lat. Z każdej odsłoniętej części ciała leciutko płynęła krew. Włosy były w całkowitym nieładzie, twarz już wcale nie przypominała jej twarzy. Czuła, że słabnie. Podpierała się rękami, żeby nie upaść. Nogi jej drżały, kolana uginały, głowa ważyła chyba z sześć ton. Potrzebowała pomocy, do ran mogło wdać się zakażenie. Wiedziała, że to była ostatnia próba. Jeżeli teraz pokaże, że jest słaba to będzie koniec. Pozbawią jej pomięci i wyrzucą. Jak nic nie wartą lalkę.
Przypomniała jej się maleńka porcelanowa lalka, którą dostała od taty. Pamięta, jak się nią bawiła. I pamięta, jak ją wyrzucili, kiedy miała ledwie siedem lat. Wtedy ją zabrali. Nie wiedziała co się stało. Tylko tyle, że już nigdy nie zobaczy ojca, "Twój ojciec nie żyje. Teraz jesteś pod naszą opieką." To pierwsze co usłyszała, kiedy znalazła się na pokładzie olbrzymiego samolotu. Jeżeli można to było nazwać samolotem. Nikt jej niczego nie tłumaczył. Miała być twarda i nie okazywać uczuć. Miała ćwiczyć do bólu, aż nie padnie na matę. Miała być maszyną do zabijania.
Teraz była ostatnia próba. A ona okazuje słabość. Ostatnimi resztkami sił wyprostowała się i zwróciła wyprutą z emocji twarz do postaci przed nią.
- Zdałaś - usłyszała tylko, po czym ktoś ją zabrał, poczuła ukłucie, a potem wielką senność.