środa, 1 lipca 2015

Chapter 8


                                            *Sierra*


Ranek 

  Obudziło mnie ciche stukanie.Postanowiłam zignorować to i spać dalej.Wtuliłam się w poduszkę, która bosko pachniała i bardziej naciągnęłam ciepłą kołdrę na swoje ciało.
 Ach, dawno nie spałam tak dobrze.Moje plecy mogą w końcu normalnie odpoczywać, a kark nie boli już tak niemiłosiernie jak ostatniej nocy.W tym kącie było okropnie niewygodnie! Z uśmiechem starałam się ponownie zgubić w snach.

Szeroko otworzyłam oczy, a sekundę później stałam na równych nogach.Co ja robiłam w jego łóżku? Dezorientacja przepływała przez moje myśli.Co stało się w nocy? Pamiętam, że kąpałam się, pokłóciłam z tym chłopakiem, a potem zasnęłam w kącie.Miałam cholerną nadzieję, że nic z nim nie zrobiłam.Włożyłam do ust pasmo włosów by uspokoić swoje podejrzenia.
- O, już wstałaś. - usłyszałam za sobą zachrypnięty głos.Jego chrypka o poranku jest jeszcze seksowniejsza niż...
Co ja wygaduję?! Wcale tak nie myślałam, cofam to.Wyplułam wilgotne włosy z nadzieją, że nie widział tego.
- Um, tak. - bąknęłam cicho. Chłopak wydawał się być inny.Bardziej spokojny niż zwykle, co bardzo mnie dziwiło.Powiedział jedno zdanie bez krzyku i przekleństw, którymi mnie obrażał.Chciałam zapytać jak znalazłam się w jego łóżku, ale przy nim zawsze odbiera mi mowy. Tatuaże, które zdobią ciało chłopaka i kolczyki mogłyby niektórych odstraszać, ale mi się podobają.Pasują do niego, do jego wrogiego wzroku, seksownego głosu i kręconych włosów.Dziś zaczesał grzywkę do tyłu co bardzo mi się spodobało.
Kiedy podnosił ubrania z podłogi, a jego mięśnie poruszały się pod skórą, miękły mi kolana.No dobrze, muszę przyznać, chłopak jest jednym z najbardziej gorących jakich spotkałam.Nie było ich wielu, ale jednak jacyś byli.
- Musisz się tak na mnie gapić? - warknął niegrzecznie.No i wraca tamten...nawet nie znam jego imienia.
Jego komentarz zawstydził mnie.Przyłapał mnie na tym jak go obserwowałam z ognikami w oczach.
- Przepraszam...
Zarechotał i ubrał czarny T-shirt, który zasłonił jego umięśniony tors.Te tatuaże sprawiały, że wyglądał jeszcze bardziej gorącej.

- Nie musisz przepraszać. - uśmiechnął się zadziornie.On jest taki bipolarny.Krzyczy, potem jest miły... - Wiem, że jestem seksowny i masz na mnie ochotę. - dodał, na co przewróciłam oczami.
''Nie zaprzeczam jesteś seksowny, ale nie mam na ciebie ochoty draniui''.Pomyślałam i uśmiechnęłam się.Gdybym powiedziała to na głos mógłby ''zdenerwować się''.
Szybko wyciągnęłam z torby jakieś ubrania i podążyłam do łazienki.
- Gdzie idziesz? - spytał gdy już otwierałam drzwi.Ślepy jest? Niezrównoważony na pewno, ale ślepy? Ruchem ręki wskazałam łazienkę, w której w spokoju chciałam się przebrać.
- Muszę się przebrać. - odparłam marszcząc lekko brwi.
Wepchnął się przede mnie i znikł za drzwiami.Wtedy żałowałam, że nie zabrałam tacie paralizatora.
Cham, prostak, wkurzający palant.

***

Ściskałam skrzyżowane nogi najmocniej jak tylko się da.Tak mocno, że moje mięśnie ud błagały o odpoczynek.Wiercę się od ponad 15 minut, mój pęcherz pęka w szwach, a pan niegrzeczny zajmuje toaletę.Ile można tam siedzieć? Ludzie! Mam do załatwienia potrzebę fizjologiczną.
Nie rozluźniając ścisku poczłapałam jak kaczka do drzwi.Miałam głęboko w nosie co zrobi mi za ten czyn, ale majtek moczyć nie będę.Prędzej ugryzę się w tyłek.Na początek grzecznie zapukałam, błagając go by zwolnił łazienkę.W odpowiedzi dostawałam wredny chichot i niemiły komentarz.Niestety moje stalowe nerwy nie są aż tak stalowe.
- Wyłaź natychmiast! - uderzyłam pięściami. - Siedzisz tam cały kwadrans! - drewno drzwi leciutko pękało, ale niezbyt mnie to obchodziło. - Jesteś pieprzonym egoistą! Myślisz tylko o sobie ty...ty...ty jednostko upośledzona genetycznie! - serio to powiedziałam? Boże, muszę nauczyć się obrażać innych.
Oddaliłam się kilka kroków, słysząc jego ciężkie kroki.
Sekundę później drzwi otworzyły się z hukiem.
- Pojebało cię?! - krzyknął groźnie.Jego język cały czas mnie zaskakuje.Zieleń oczu chłopaka przyciemniała co mnie zaniepokoiło.
Jednak pełny pęcherz dał swe znaki, dlatego wbiegłam do łazienki, wypychając go.Jego mina była bezcenna, ale i niepokojąca.
Gdy załatwiłam swą nagłą potrzebę, odetchnęłam z ulgą.Nie chcę sobie nawet wyobrażać co by zrobił widząc mnie z plamą na spodniach.
Rozczesałam włosy grzebieniem, który pewnie należał do kędzierzawego.Wiem, że to nie higieniczne i mogę liczyć na to, że zarażę się wszami.Patrząc w lustro stwierdziłam, że nie wyglądam aż tak źle jak myślałam.Lekko podkrążone oczy, blada twarz i zatkany nos.

Wyszczerzyłam zęby i podniosłam palcami powieki.
- Nie...jednak wyglądam jak zombie.
Naszła mnie myśl, którą próbuję rozgryźć od pewnego czasu.
Gdzie jestem.Dlaczego tu jestem.Kiedy stąd wyjdę.
To jest nienormalne.Porwać niewinnego człowieka w biały dzień, poniżać go i nie mówić mu łaskawie o co chodzi.Dom wariatów!
Chwilę później usłyszałam dźwięki tłuczenia i łamania czegoś.Lepiej żebym na razie nie opuszczała tymczasowego schronu.

Harry*

Starałem się, tak cholernie starałem się opanować gniew.Chciałem być ''milszy''? Mniej chamski? Mogłem spodziewać się po tej kretynce takie zachowania.Rozpieszczona smarkula.
Dla uspokojenia nerwów zdemolowałem pokój.Wszystko co leżało pod ręką zaraz zaliczyło bliskie spotkanie ze ścianą, co koiło moje zdenerwowanie.Zawsze wiedziałem, że bicie i niszczenie pozwala wyzwolić wszystkie złe emocje.W moim przypadku to najlepsze lekarstwo na wkurwienie.
Dup.
Wazon roztrzaskał się na kawałeczki.Tak, właśnie tak.Miałem ogromną ochotę tak samo rozwalić tą sukę.
Jest to moja kwatera, mój kibel, a ona nie ma prawa na mnie krzyczeć i popędzać mnie.Krążyłem po pokoju jak jebany sęp.
Miałem już ją i jej życie całkiem w dupie.Na gołe oko widać, że jest taką samą żmiją jak jej stary.Wykapany tatuś.
- Wszystko okey? - spytał cichy, cieniutki głos za mną.
Zamknąłem powieki, wypuściłem powoli powietrze.Życzę jej żeby zamknęła swój ryj. - dla jej dobra.
Jak błyskawica przemierzyłem cały pokój, a każdy mój krok sprawiał, że dziewczyna bladła jak ściana.Dużymi dłońmi popchnąłem ją na ścianę.
- Jeszcze raz! Jeszcze raz będziesz mówić do mnie takim tonem, to... 
- To co? - zapytała odważnie nie zwracając uwagi na mój czyn.
- To gówno, kurwa. - uniosłem ręce na co drgnęła.Wiedziałem.Wiedziałem, że udaje pieprzoną twardzielkę. Tak naprawdę jest miękka i słaba jak ptaszek.Szczerze to podoba mi się czasem, że jest taka zadziorna, ale o wiele bardziej wolę gdy trzyma gębę na kłódkę.Jej pretensje i wrzaski potrafią mnie wyprowadzić z równowagi.

Opuściłem pokój zostawiając tam tylko trzask drzwi i bałagan. Każda rzecz, każdy dźwięk, każdy krzywy ryj mnie denerwowały. Ochota rozjebania wszystkiego nie opuszczała mnie nawet na milimetr. Już dawno nie byłem tak często nerwowy. Wszystko dzięki tej sierocie.

Jak burza wparowałem do kwatery Sary.Ta siedziała przy biurku i rozmawiała z kimś przez telefon.Jej szeroki uśmiech zniknął gdy mnie zobaczyła.Czyżbym jej przeszkodził w przyjemnej pogawędce? Znam lepsze sposoby na przyjemność.
- Harry, kochanie.. - pocałowała mnie, oplatając swoje dłonie na mojej szyi.Dzisiaj była w wyjątkowo dobrym humorze.W końcu.
Ostatnimi czasy była nadąsana i ponura co mnie nieźle wkurwiało. 
- Potrzebuję cię. - wyszeptałem w jej włosy, przygryzając płatek jej ucha.Wiem, że to lubi. - Muszę cię poczuć Sarah. - napierała mocniej na moje krocze co sprawiało, że twardniałem.
Wpiłem się w jej usta. Usta, które należały tylko do mnie.
Ona cała była tylko moja.Ona sprawia, że jestem szczęśliwy. Gdy dotyka mnie swoimi delikatnymi palcami, zapominam o wszystkim.Może zrobić ze mną wszystko czego tylko zapragnie. Ona jest moja, a ja jestem tylko jej.
Wepchnąłem język w jej gardło.Ciche pomrukiwanie mojej kobiety dawało mi znaki, że chce więcej.
- Harry...
Uciszyłem ją kolejnym pocałunkiem.Wiem, że nie skończy się na zwykłym lizaniu. Czuję, że będzie to przyjemne kilka minut.
Muszę wszystko odreagować i zapomnieć o tej wkurzającej, ciemnookiej brunetce.
Jej zgrabne rączki powędrowały do mojego rozporka.Taka harda.
Powoli zacząłem rozpinać jej koszulę, guziczek po guziczku. Jęknęła.
- Uwielbiasz to robić... droczyć się ze mną. - miała rację. Uwielbiam jak denerwuje się przed naszym bliskim spotkaniem. Potem jest taka ostra.

Sierra*

Bałagan jaki stworzył ten chuligan był niemożliwy.Jeszcze nigdy nie widziałam takiego chaosu w pokoju! 
Może dlatego, że w mojej sypialni zawsze było czysto.
Nie wiedziałam co o tym myśleć.Czy była to moja wina? Ja sprawiłam, że dostał takiego ataku gniewu? Chyba nie.To on zachował się jak samolub.
Czymś co zdziwiło mnie bardziej niż ten okropny bałagan były książki, a mówiąc dokładniej to romanse dramatyczne.Pogładziłam opuszkami palców miękką okładkę książki i lekko uśmiechnęłam się.
- Gangster i romantyk w jednym ciele... - mruknęłam sama do siebie.Nie potrafię go zrozumieć.
Ułożyłam literaturę alfabetycznie na regale, który przypominał drzewo. Mam wiele głupich nawyków.
Ostatnim zadaniem do osiągnięcia celu było pozbieranie kawałków rozbitego wazonu. Było ich dosyć sporo.
- Ałć! 
Szkło wbiło się w środek mojej dłoni. Krew zaczęła sączyć się z rany, co sprawiło że zaczęłam drżeć. Nie cierpię widoku tej cieczy.
Kawałek utknął głęboko pod skórą, a myśl że mam go wyciągać sprawiała że bolało mocniej. Dłoń drżała bardziej niż moje ciało.
Tylko ja mam takiego pecha.
Patrzyłam wszędzie, ale nie na rękę. Nie znalazłam apteczki w łazience. Nawet jednego cholernego plastra!
Zostało mi jedynie czekać na chłopaka. Chociaż... sama nie wiem... on i pomoc?
Usłyszałam ciche pukanie, po czym zaczęłam odsuwać się do  kąta. Nie wiedziałam kto to, dopóki drzwi nie otworzyły się. Stał tam ciemny blondyn, jeden z moich porywaczy. Był podobny do pana niegrzecznego. Tatuaże, kolczyki... to ich jakiś znak rozpoznawczy? 
Patrzył na mnie spokojnie do momentu gdy zauważył zakrwawioną dłoń. Jego mina wyrażała zaskoczenie.
- Co ci się stało? - podszedł bliżej na co odsunęłam się. Zauważył mój strach.
- Z-zostaw mnie. - rozkazałam cicho.
Osunęłam się po ścianie, zgięłam kolana i schowałam w nich głowę. Modliłam się o to by sobie poszedł.
- Bardzo cię boli? - przepraszam, czy ja się przesłyszałam? Ktoś się martwi czy mnie coś boli? Troska jaką słyszałam w jego głosie uspokajała mnie.
- Trochę... - mruknęłam nieśmiało. Chowanie się było głupim rozwiązaniem, więc podniosłam wzrok. Chłopak kucał kilka centymetrów ode mnie i mocno wpatrywał się we mnie. Jakbym była jakimś eksperymentem naukowym.
- Mogę zobaczyć twoją rękę? - zapytał spokojnie i wyciągnął do mnie dłoń oczekując, że podam mu swoją. Tak zrobiłam. Jego ciepłe palce muskały moją skórę.
 - Uuu... - skrzywił się - Szkło głęboko się wbiło... będziemy musieli wyciągnąć to pincetą. - mówił, jednocześnie gładząc moją dłoń.

Po tym jak opłukałam dłoń, znalazłam się w innym pokoju. Był podobny do tamtego, w którym aktualnie ''mieszkam''. Bez słowa siedziałam na łóżku, czekając na chłopaka.
Przyszedł.
Śledziłam każdy jego ruch. Nie ufam nikomu z tego budynku. Chłopak jest miły, ale jednak mnie porwał. Jeden dobry gest nie sprawi, że zacznę mu ufać.
Wszystkie potrzebne rzeczy położył na szafce nocnej, a wzrokiem zapytał czy może zaczynać. Skinęłam. 
Chłopak robił wszystko delikatnie, bezboleśnie. Zanim spostrzegłam, owijał moją dłoń białym bandażem.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się gdy skończył.
Podał mi gorącą herbatę, którą wcześniej zrobił. Obiecałam, że nie wypiję nic stąd, ale dłużej nie wytrzymam. Jeszcze trochę a odwodnię się.
- Jak się czujesz? - chodzi mu o zdrowie psychiczne czy fizyczne? Moja psychika już niedługo runie w gruzach.
Wzruszyłam ramionami.
- Mam nadzieję, że Harry dobrze cię traktuje. - powiedział, ale brzmiało to trochę jak pytanie. Włożył apteczkę do szuflady.
Harry?
Ach. Tak się nazywa ten chłopak.
- On jest czasami... - zmarszczył brwi szukając odpowiedniego określenia. - Kapryśny.
Kapryśny? Czy on w ogóle zna tego chłopaka? On jest wrednym dupkiem bez serca. Gdybym była odważna to powiedziałabym to na głos.
- Jeżeli zrobi ci krzywdę to chyba go uduszę. - dodał ciszej bawiąc się palcami. Martwi się? Nawet mnie nie zna.
Powinnam mu powiedzieć? O tym wszystkim co się stało. O tym, że głoduję od kilku dni, o tym że uderzył mnie i o tym, że śpię na podłodze jak zwierzę? Mogłabym tego wszystkiego uniknąć, mówiąc to Liam'owi, bo tak przedstawił się.
Chociaż... bójka nie doprowadzi do niczego dobrego, a ja nie chcę się mścić. Nie jestem tym potworem.
- Um... jest okey. - skłamałam.
Lampka w mojej głowie zaświeciła. Miałam szansę dowiedzieć się co tu robię. Liam wydaje się być bardziej wychowanym człowiekiem.
Odstawiłam kubek i pogładziłam kolana, myśląc jakie pytanie zadać najpierw. Rozplatałam język i zamknęłam oczy.
- Dlaczego tu jestem? 
Liczyłam na szczerą, szybką odpowiedź.

Ida*

 Szczerze mówiąc spodziewałam się czegoś więcej niż "Dzięki". Tetris kiwnęła głową, coś jeszcze mruknęła o jakimś awansie, nie wiem, jak inaczej to nazwać, po czym sobie poszła, przejmując diament. Gapiłam się, jak głupia w korytarz. Zdenerwowana wpadłam do pokoju i zapakowałam najpotrzebniejsze rzeczy  do plecaka. To jest według ciebie wdzięczność? To ja ci pokażę WDZIĘCZNOŚĆ. Nie zabrali mi nic, co dostałam na misję. Schowałam broń i kilka gadżetów do odpowiednich kieszeni. Rozejrzałam się po korytarzu. Muszę działać szybko i bezszelestnie. Na zegarku druga w nocy, w sercu adrenalina, w brzuchu motyle. Mieszanka wybuchowa. Przesuwałam się korytarzem, tam, gdzie jak mi się wydawało, powinien być gabinet Tetris. Zauważyłam ją, rozmawiającą z kimś na korytarzu. Schowałam się za rogiem i nasłuchiwałam. Zrozumiałam tylko "tak, trzeba..." i "pospiesz się, bo wiesz...". Niewiele mi to mówiło. Mój mózg działał na najwyższych obrotach. Trzasnęły drzwi. Wyjrzałam zza rogu i zauważyłam kobietę, znikającą w głębi holu. Podążyłam za nią. Zatrzymała się przed drzwiami, wpisała kod i weszła do środka. Przeklęłam pod nosem, przyglądając się urządzeniu kodowemu. Znałam ten rodzaj ochrony, ale nie potrafiłam go rozkodować bez pomocy. Wyjęłam telefon i skontaktowałam się z McMurfy'm za pomocą kamery. Wcześniej uprzedziłam go, by odzywał się najciszej, jak może. Podłączyłam słuchawki i skierowałam kamerkę telefonu na zamek kodowy. 

- Skomplikowane urządzenie. - zauważył Niels, któremu McMurfy przekazał telefon. - Ale mimo wszystko łatwo go rozkodować. Najwyraźniej gang Scorp nie obawia się, że jego członkowie znają się na chociażby takim badziewiu. - prychnął pod nosem. - prymitywy. 
- Niels. - upomniałam go.
- Jasne, jasne. No więc musisz podważyć czymś cienkim tą niewielką blaszkę z lewego boku. - Pouczył mnie. Zrobiłam, co kazał. Moim oczom ukazał się niewielki ekran LCD.

Sierra*

- Naprawdę nie mogę ci powiedzieć. - mówił z żalem.Bardzo dobrze udaje.On i jego koleżka są tacy sami.Odwróciłam głowę, mając zaszklone oczy.Pozwoliłam jednej łzie wypłynąć.Nie chciałam pokazywać, że jestem beksą, ale to wszystko mnie przerasta.Kiedyś gdy byłam nastolatką, obiecałam sobie, że moje życie będzie proste, ale idealne.Mały domek, pies przy budzie, cudowny mąż i dwójka dzieci; chłopczyk i dziewczynka najlepiej.Nigdy bym wtedy nie pomyślała, że zostanę uprowadzona i więziona.To okropne, że kilka osób, w tym moi rodzice, potrafi zniszczyć moje marzenia.
Przez chwilę nieuwagi.Przez ciągłe zakazy, nakazy.Teraz chce mi się śmiać, myśląc nad moim zmarnowanym życiem.Nie chcę się użalać nad sobą ''Oh! Jak ja to mam źle w życiu.''Jest wielu innych ludzi, mających większe problemy.

Moi rodzice od dzieciństwa traktowali mnie jak rzecz, bawiąc się mną jak lalką.
''Zrób to..., Przygotuj się do tego..., Włóż to...'' Wspominałam te słowa z głupim, fałszywym uśmiechem.Gdy już uwolniłam się od mojego zapracowanego ojca i zapatrzonej w siebie matki, wpadłam w klatkę porywaczy.Sama nie wiem czy mam się śmiać czy raczej płakać.
Poczułam ciepłą dłoń na moim ramieniu.Wzdrygnęłam się i strzepnęłam ją.Nie chciałam aby ktokolwiek mnie dotykał.Nawet Liam, który wydaje się być spoko.
- Sierra ja...
Bum! 
Drzwi otworzyły się z hukiem po raz kolejny w tym dniu.W progach stał naburmuszony Pan Niegrzeczny.
Błagam.
Jego barki unosiły się i opadały dosyć szybko, a wzrok wręcz zabijał.Mimo jego gniewu, czułam do niego pociąg.To uczucie gdy jest blisko, powraca do mnie.Nie umiem się od tego uwolnić.
Po kilku cichych sekundach zwrócił swój wzrok na mojego towarzysza.
- Liam. - syknął krótko kędzierzawy.
- Harry. - powiedział o wiele spokojniejszy Liam.
- Prosiłem cię grzecznie żebyś nie wtrącał swojego, kurwa, nosa w moje sprawy. - warknął ostro.Łoł...będzie dym. - Sierra wracamy do pokoju. - rozkazał stanowczo.Nie chciałam się sprzeciwiać w tamtym momencie.



*Ida


 Udało mi się dostać do środka. Korytarz ginął w mroku. Podążyłam nim, bezszelestnie stawiając stopy. Rozglądałam się za czymkolwiek, co mogłoby być jakimiś ukrytymi drzwiami. Przecież korytarz nie może być aż tak długi. Co kilkanaście metrów migotała niebieskawa żarówka. Im dalej szłam tym więcej pojawiało się kurzu. Przy kolejnych żarówkach dostrzegałam pajęczyny i drobne insekty. 
 Szłam już chyba kwadrans, kiedy dostrzegłam małe światełko w głębi korytarza, różniące się od innych, ponieważ było żółte. Kiedy tam dotarłam, światełko okazało się być żarówką nad drzwiami, znajdującymi się na końcu korytarza. Przycisnęłam ucho do drzwi i nasłuchiwałam. Nie usłyszałam zupełnie nic, więc nacisnęłam delikatnie klamkę. Pomieszczenie było ciemne. Mogło być również dalszą częścią korytarza. Wyciągnęłam latarkę, ale nie zdążyłam jej włączyć. 
- Czekałem na ciebie. 
Wypuściłam latarkę na podłogę. Przede mną rozjarzyło się słabo czerwone światło, oświetlające od tyłu potężną sylwetkę osoby, siedzącej na fotelu przy biurku. Widziałam tylko kształty przedmiotów, ale nie widziałam szczegółów. Co jakiś czas postać zaciągała się cygarem, po czym wydychała dym, który czułam aż tutaj. Stałam w milczeniu i czekałam, aż mężczyzna powie coś więcej.
- Podejdź, Ido Turner. 
Wie jak mam na imię, pomyślałam. Poczułam mrowienie w czubkach palców. Podeszłam dwa kroki do przodu. 
- Kim jesteś? - zapytałam. Nie odpowiedział. Sprawiał wrażenie nadczłowieka, tylko on może zadawać pytania. Tylko on może siedzieć w tajemniczym pomieszczeniu i palić drogie cygaro. Jest tak potężny, że boi się go całe miasto, jest tak niesamowity, że osiągnął to wszystko, nie ujawniając swojej tożsamości nikomu.
- Będę musiał cię zabić. - No cóż, facet nie owija w bawełnę. 
- Będę musiała pozbawić pana tej przyjemności. - odparłam. Nie odezwał się, co nieco mnie zirytowało. 
- Człowieku nie znam cię, jesteśmy sami w tym pomieszczeniu, jestem uzbrojona - mówiąc to, wyszarpnęłam rewolwer i wycelowałam w niego. W następnym ułamku sekundy, nim zdążyłam przyłożyć palec do spustu, rozległy się metaliczne dźwięki i z każdej strony usłyszałam odgłos odblokowania broni. 
- Rozwalcie ją. Tylko, żebym nie musiał czuć jej smrodu. - mężczyzna wstał i mogłam ujrzeć ogrom jego postaci. W pomieszczeniu zrobiło się jasno. Pierwsze co zobaczyłam to jego okropna twarz, pokryta bliznami. Był zupełnie łysy. Potężny, ale nie gruby. Raczej dobrze zbudowany. Zdecydowanie BARDZO dobrze zbudowany. Jedno oko miał zasłonięte przepaską, drugie przymrużone. Nie dało się jednoznacznie określić, co wyraża jego twarz. 
 W następnej chwili zapomniałam o nim zupełnie, bo z każdej strony wycelowany był we mnie dużego kalibru rewolwer, wysunięty ze ściany. 
 Upadłam na kolana, kiedy pierwsze strzały wypełniły moją czaszkę.

*Harry

Ciemnowłosa dziewczyna posłusznie schowała się za moimi plecami.Co ona sobie w ogóle wyobraża?! Myśli, że może tak chodzić sobie po całej agencji aż ktoś ją zobaczy, a potem doniesie McMurfy'emu? Głupie dziecko.
- Harry, dlaczego jesteś taki wkurzony? Nic złego nie zrobiła. - tłumaczył zdziwiony Liam.
Tak, tak, Sierra Carlin jest prawdziwym aniołem.
- Mówiłem, że masz się nie wtrącać Liam. - powtórzyłem przez zaciśniętą szczękę. Payen jest moim przyjacielem, ale jest zbyt ciekawski i trochę sztywny.Nie chodzi na imprezy, za panienkami też się nie ugania...Może jest homo? Chuj z tym.
Słuchałem dalej.
- Zraniła się w rękę, więc jej pomogłem. - wskazał na tą niezdarę.O Boże! Zostaw córkę tego dupka samą na pół godziny.
- I ? - spytałem. - Od tego się nie umiera! - powiedziałem głośniej kierując to w stronę dziewczyny. Faktycznie, jej ręka była obandażowana.
- Harry daj spokój. Nic wielkiego się nie stało.
Oczywiście, że nic wielkiego się nie stało. Przecież każdy mógł ich zobaczyć i donieść McMurfi'emu. Nie wiem, jakie poniósłbym konsekwencje za porwanie tej niedorajdy i nie chcę się jak na razie dowiedzieć. Pewnie w końcu to się wyda, ale poczekam z tym. Złapałem za szczupłe ramię dziewczyny i siłą wyciągnąłem ją z pokoju. Przydałby mi się urlop.
Gdy nacisnąłem klamkę moich drzwi usłyszałem dobrze znany mi głos. Głos Sary.
- Harry! Jesteś tu? - krzyknęła zza rogu. Spanikowałem. Gwałtownie otworzyłem drzwi i popchnąłem mocno Carlin do środka. Upadła na kolana.
Jak już mówiłem nikt nie może jej zobaczyć, a już na pewno nie Sarah. Zrobiłaby mi trzecią wojnę światową. Stałaby nade mną dzień i noc by dowieść temu, że ją zdradzam. Wiem to bo kiedyś już przez to przechodziłem.
Sekundę później zobaczyłem moją dziewczynę. Mimo tego, że dzieliło nas kilka metrów to zdołałem ujrzeć jej niepokój na twarzy.
- Harry dlaczego się nie odzywasz? - podeszła, a mnie dopadł tak zwany paraliż języka. Gestykulowałem rękami starając się poukładać myśli i w końcu powiedzieć coś sensownego. 
- Nie słyszałem cię. Przepraszam, kotek.
Oplotłem dłonie na jej tali, a ona zarzuciła  swoje na moją szyję.
- Co się stało? Słyszałam jakieś krzyki. - ułożyłem usta w dzióbek i przewróciłem oczami. Moja ukochana Sarah. O wszystkim musi być poinformowana.
- Takie tam... zwykłe... kłótnie. - wzruszyłem ramionami. - Nic wielkiego. - by zakończyć temat mocno wpiłem się w jej usta.
Po kilkunastu sekundach oderwała się ode mnie.
- Wejdziemy? - wskazała w stronę mojej kwatery. Ops.
- Um, nie.
- Dlaczego? 
- Mam okropny bałagan w pokoju! - źle czułem się okłamując swoją dziewczynę, ale nie chcę jej stracić przez Sierrę. Gdyby tak się stało chyba bym udusił tą dziewczynę, a potem wypiłbym trutkę na szczury. Wiem, że odejście Sary to byłaby moja wina w dziewięćdziesięciu procentach. Tylko mam taki wielki problem, że gdy widzę mojego wroga to mam ochotę zrobić mu krzywdę jakiej jeszcze świat nie wymyślił.
Sarah łatwo uwierzyła w moje kłamstwo.
- Ty bałaganiarzu. - zganiła mnie i ostatni raz na pożegnanie cmoknęła w policzek. Gdy odchodziła nie odwracałem wzroku od jej ciała.
Aj... ona i jej krągłości.


*Ida

 Zamknęłam oczy, gotowa na śmierć, stałam wyprostowana, z brodą uniesioną wysoko. Zginę, ale nie jako słabeusz. Pomyślałam o moich bliskich. Będą tęsknić? Możliwe. Mickowi na pewno będzie przykro. Czy w ogóle ktoś dowie się kiedykolwiek jak zginęłam?  Krzyknęłam, gdy pierwsza kula przecięła skórę na moim ramieniu. Opierałam się drugą ręką o podłogę. 
 - Nie chcę umierać. - szepnęłam sama do siebie. 
- Nie chcę! - krzyknęłam tak głośno, że chyba sama ogłuchłam.  Skuliłam się na podłodze i czekałam na śmierć. Śmierć, która nie nadchodziła. Uniosłam głowę i nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Broń, wcześniej gotowa do ataku, teraz spływała po ścianie, jakby ktoś poddał ją niesamowicie dużej temperaturze. Wstałam i patrzyłam na to z niedowierzaniem. 
 Zaraz. Nie czas teraz na wyjaśnienia. Żyję. Wiem, jak wygląda Szef. Wiem, w którą stronę poszedł. Zebrałam resztki swojej godności i ruszyłam w stronę drzwi, którymi oddalił się mężczyzna. 
 Szłam ciemnym korytarzem, niepodobnym zupełnie do tego, którym dotarłam tu wcześniej. Wyciągnęłam telefon, ale okazało się, że i on uległ zniszczeniu. Co sprawiło takie szkody? Potrząsnęłam głową. Na pewno nie zrobiłam tego ja.  Chciałam już stąd wyjść. Ciemność mnie przytłaczała. Jedyne co, jeszcze działało to mały rewolwer, którym mogłam najwyżej trochę drasnąć Szefa. Szybko dotarłam do drzwi. Znalazłam się w pomieszczeniu podobnym, do poprzedniego, tylko trochę lepiej oświetlonego. Był pusty. Rozejrzałam się za kamerami, ale nic nie dostrzegłam. Szef pewnie obawiał się, że ktoś może włamać się do systemu. Zresztą po co mu monitoring w jego własnym biurze? Wiedziałam, że to jego. Nie wiem skąd, ale czułam to. Kolejny raz odzywa się mój nietypowy instynkt. Uderzyłam się lekko dłonią w głowę. Podeszłam do biurka, o wiele większego od poprzedniego i usiadłam wygodnie na fotelu z wysokim oparciem i położyłam nogi na blacie. Zaraz jednak je zdjęłam i zabrałam się do przeszukiwania szuflad. Wszystko, co wydawało mi się istotne pakowałam do kieszeni i pod kurtkę. Jedna z szuflad była zamknięta kłódką, czego można było się spodziewać. Opanowałam drżenie rąk i przystąpiłam do szukania klucza. Nie znalazłam nic, więc wyciągnęłam rewolwer i spróbowałam przestrzelić kłódkę. Zobaczyłam spore draśnięcie, ale nie ustąpiła. Wstałam więc i spróbowałam kopniakiem rozwalić drewnianą szufladę. Trochę pomogło, ale nadal nie mogłam się dostać do środka. Kilka razy strzeliłam na ślepo do szuflady, po czym znów kopnęłam. Drewno pękło tak, że mogłam włożyć rękę przez niewielki otwór. Wyciągnęłam z niej kilka przedmiotów. Kopertę, trochę dokumentów i skomplikowany zegarek. Zabrałam to wszystko i schowałam pod kurtkę. Rozejrzałam się za możliwością wyjścia. Postanowiłam wrócić tą samą drogą. Miałam zdobyć informacje, nie zabijać szefa i w związku z tym tracić życie i informacje. Wyszłam z pomieszczenia, przebiegłam korytarz, dotarłam do miejsca, gdzie niemal straciłam życie i dopadłam drzwi. Kątem oka zobaczyłam, że broń zniknęła, a otwory są zamknięte, ale nie poświęciłam temu uwagi. Biegłam bez przerwy długim korytarzem, tym razem światła świeciły jakby jaśniej. 




Koniec rozdziału 8. Jak się podoba? Czyta to ktoś jeszcze? ~ Obli