sobota, 24 stycznia 2015

Chapter 2


*Ida

 Sterczeliśmy u McMurfy'ego, a ta głupia dziewczyna udawała twardą. Wkurza mnie. Najlepiej, żebyśmy wyczyścili jej tą pamięć i wypuścili, bo doprowadza mnie do szału. Chyba nie chce mieć problemów?
- Powiedz, co widziałaś? - odezwał się McMurfy. Po co mu te informacje? Mamy o wiele ciekawsze zajęcia, niż przesłuchiwanie tej dziewczyny.
- Nic.
- Coś widziałaś. Powiedz mi o tym.
- Wypuście mnie. - czy ona nie rozumie? Im prędzej tym lepiej. Wyciągną jakieś stare sprawy jej rodziców i będzie miała problemy. Zerwałam się i ruszyłam do wyjścia.
- Ida?
- Spadam stąd. Nie mogę jej dłużej słuchać. - warknęłam i wyszłam, nie trzaskając drzwiami, żeby nie wyjść na obrażalską nastolatkę. Poszłam do swojej kwatery i usiadłam na łóżku, biorąc do ręki telefon. Włączyłam muzykę i poszłam do łazienki.
Oparłam się o umywalkę i spojrzałam w lustro. Nigdy nie lubiłam swojego odbicia. Wydawało mi się takie zimne, straszne. Jak byłam mała tata mówił mi, że jestem piękna. Uśmiechałam się wtedy i mówiłam, że on też jest piękny. Kolejne wspomnienie, które należy zamazać. Po co gromadzić w sobie głupie uczucia? Odwróciłam się gwałtownie, wyłączyłam światło i położyłam się na łóżku, podłączając słuchawki do telefonu.




*Sierra

- Tylko to, że ten palant - wskazałam palcem na Mulata. - I jeszcze jeden... kopali jakiegoś kolesia. - wytłumaczyłam bo miałam już wszystkiego dość.Miałam ochotę spać.
- Coś jeszcze? Coś się tam stało? - dopytywał.
- E-y...oprócz tego, że on zaczął mnie gonić i szarpać to tak coś się jeszcze stało. - skrzyżowałam ręce.Czekał aż skończę. - Nazwał mnie dziwką ten idiota. - pokazał mi język co odwzajemniłam.Bardzo sympatyczny koleś.Czarnoskóry zmroził wzrokiem tego e...jak mu to Zayn'a?
- I co Liam? Znalazłeś Sierrę Dowson? - mada fucka.Co za chorzy ludzie!
- No jest tu jakaś jedna, ale nie podobna do tej. - chłopak odwrócił monitor w jego stronę.Mężczyzna parsknął śmiechem.Patrzyłam na niego zdziwiona i zmieszana.
- No rzeczywiście... - mruknął i spoważniał. - To jak się nazywasz? Bo cię zaczniemy torturować. - wytrzeszczyłam oczy.Nie ma prawa! Nie jestem zwierzęciem, a tylko psychopaci tacy są!
- Japierdziele... - bąknęłam pod nosem. - Clarie...Sierra Clarie. - wydukałam.Chłopak zaczął cykać na klawiaturze i szukał czegoś wzrokiem.
- Jest.To na pewno ona. - czarny zaczął patrzeć to na mnie to na monitor.
- Ładniutka. - szepnął.Chyba myślał, że tego nie usłyszę.Sorry gościu, ale wole być singielką. - Co teraz robicie? - zapytał chłopaków.Wzruszyli ramionami. - To wy zrobicie to co wam teraz każę i po sprawie. - podszedł do nich i coś szeptał.W towarzystwie? Zero kultury.Podszedł do mnie chłopak z lokami.Hmm...nawet fajny gdyby nie był kryminalistą.
- Pójdziesz teraz ze mną. - wskazał na drzwi.A co jeżeli mnie zgwałci?! Lekko mnie popchnął.Szłam w ciszy, a on dreptał za mną.Czułam się jak więzień prowadzony do celi. - To tutaj. - otworzył drewniane drzwi i wpuścił mnie.Był to zwykły pokój.Łóżko stało na środku obok stały dwie nocne szafki.Jakieś szafki z książkami i okna z ciemnymi zasłonami.Pewnie nie chcą by ktokolwiek zobaczył co tu robią z ludźmi.Spojrzałam na chłopaka. - Siadaj. - rozkazał.Też milutki.Jeszcze zaledwie dwadzieścia minut temu uśmiechał się do mnie.Dziwny człowiek.Posadziłam swój tyłek na miękkim łóżku z baldachimem.Wyciągnął z barku szklankę.Nalał do niej wody i wrzucił jakąś białą pigułkę.Że co do cholery? Podszedł i podał szklankę.Patrzyłam na niego wystraszona.
- Wypij... nie bój się to nie będzie bolało. - kiedy to on powiedział poczułam się em... dziwnie? Po prostu mam skojarzenia i to mnie wkurza.Szybko wypiłam zawartość szklanki razem z pigułką.No i nawet dobrze...zapomnę o tym wszystkim i znów zacznę żyć tak jak wcześniej.
- Co ze mną zrobicie? - zapytałam lekko kiwając się na boki.Chłopak usiadł obok mnie.
- Odwiozę cię do domu. - i co? tyle? Fajnie.Miałam mroczki przed oczami i wszystko kręciło się dookoła.Czy ja jestem w jakiejś krainie czarów? Ha! Sierra w krainie czarów.
- Sierra, a twó... - upuściłam szklankę, która się rozbiła po czym sama runęłam na podłogę tracąc przytomność.

***

Bardzo powoli podniosłam jedną powiekę.Od razu przywitało mnie światło słoneczne.Potem otworzyłam drugie oko.Przeciągnęłam się i głośno ziewnęłam.Byłam taka wypoczęta.Jakbym spała ze sto lat.Leniwie wstałam z łóżka i powędrowałam do łazienki.
- Co dzisiaj jest? Środa czy czwartek? - mruczałam do samej siebie.Przeglądnęłam się w lustrze.Roztrzepotane włosy na wszystkie strony, trochę rozmazany makijaż i zmasakrowana sukienka.Co ja wczoraj robiłam?! Nic nie pamiętam.Po co ubierałam tą sukienkę i dlaczego wyglądam jak jakiś potwór?! Byłam wystraszona.
 - Niemożliwe. - szeptałam.Byłam oszołomiona, a moje myśli gubiły się.Czy to jakiś głupi żart?
Wzięłam szybką kąpiel i przebrałam się.Luźna biało-czarna koszula, szmaciane czarne legginsy, okulary aviatory i czarne vansy z elementami panterki.Luźno, ale stylowo.Gdy ogarniałam swoją twarz myślałam bez przerwy co się ze mną działo.Dlaczego nic nie pamiętam z wczoraj? Byłam z mamą w centrum handlowym i pokłóciłyśmy się.Tylko to utkwiło mi w pamięci.Może rodzice coś wiedzą.Zbiegłam na dół.
- Mamo! Tato! - wołałam, ale odpowiadała mi tylko cisza.Powinni być w domu.Czy ja o czymś nie wiem? Zapewne tak.Zanim otworzyłam  lodówkę zobaczyłam przylepioną żółtą karteczkę.Zerwałam ją i przeczytałam.
- Sierra, pojechałam z tatą do Oxfordu.Przyjedziemy 12 lipca. - przeczytałam na głos po czym zerknęłam na kalendarz.Dziś jest 12. Po co jechali na jeden dzień do Oxfordu? - Nie mogła napisać ''przyjedziemy jutro''? - nie rozumiem jej ogarniania świata.Tylko ubrania, buty, fryzjer i spa w jej głowie.Ponownie zajrzałam do lodówki.Nic oprócz mleka, ketchupu i jajek.Trzeba zrobić porządne zakupy.Zabrałam klucze do auta, portfel i telefon.W przedpokoju założyłam jeszcze fullcapa na głowę tyłem na przód, zamknęłam dom i pojechałam do supermarketu.

***

Wrzucałam różne produkty do wózka.Trochę było tego.Rozpędziłam się, wskoczyłam na metalowa rurkę i jechałam przez cały sklep do działu ze słodyczami i chrupkami.Mam na ich punkcie bzika! Wózek był dosłownie zapełniony od żelek, cukierków, chipsów i popcornu.Na sam widok tych pyszności ślina mi ciekła.Kolejka nie była zbyt długa.Stała przede mną jakaś kobieta z śliczną córeczką i jakiś blondyn.Nie wyglądał na potulnego baranka.Spojrzał na mnie i jakby się przestraszył.Zdziwiłam się.Wyglądam aż tak źle? Zmarszczyłam czoło i podparłam się łokciami na uchwycie wózka.
- A tobie co? - zapytałam całkiem spokojnie.Kilka razy zamrugał rzęsami i pokiwał głową.
- Nic, nic...chyba cię skądś kojarzę... - uśmiechnął się lekko.Jestem sławna?
- W to wątpię...całymi dniami siedzę w domu. - odparłam bawiąc się bransoletkami.
- Serio? To dlaczego ostatnio byłaś na imp... - zamilkł i nabrał dużo powietrza do płuc.Dziwny koleś. - A wiesz...musiałem cię chyba z kimś pomylić. - jego jasno różowe usta ułożyły się w mało przekonujący uśmieszek.
- Taa, chyba tak. - obrzuciłam go przelotnym spojrzeniem i wzięłam się za rozkładanie żarcia na tą taśmę, która porywa moje jedzonko do skanowania.Tajemniczy chłopak zapłacił za kilka paczek żelek misiów.
- Smacznego. - powiedział w moją stronę odchodzą.
- Dzięki - mruknęłam.

Ida*

- Rusz się. Jesteś żałosna. Każdy zrobiłby to lepiej! Postaraj się trochę! - Izzy stała nade mną od trzech godzin i krzyczała na mnie, kiedy podnosiłam ciężary w ogromnej siłowni. Izzy była główną trenerką. Uwielbiała się znęcać nad każdym, szczególnie nade mną. Byłam spocona, zgrzana, a w głowie od kilku dni siedziała mi głupia dziewczyna.
- Skup się! Jesteś jeszcze gorsza niż ostatnio. Czy to w ogóle można nazwać treningiem?! Zejdź mi z oczu! - rzuciła bidonem na ziemię i odeszła do innych osób w głębi pomieszczenia. Ostatkiem sił odłożyłam sztangi na podstawki i usiadłam.
- Okay? - Louis, w szarym spoconym podkoszulku stał w miejscu, w którym przed chwilą była Izzy. Obrzuciłam go pogardliwym spojrzeniem.
- Spadaj, nie mam nastroju na sprzeczki. - Potrząsnęłam głową i wstałam.
- Jasne. Chciałem tylko sprawdzić, czy wszystko w porządku. Izzy ma ostatnio jakieś problemy z mafią. Nie obwiniaj jej o to, okay? - Potarł czoło dłonią i upił kilka łyków ze swojego bidonu. Podniosłam wzrok. Nie pamiętam kiedy ostatnio powiedział do mnie coś nieobraźliwego. Nie miałam jednak ochoty na przejmowanie się tym.
- Dobra. - wzięłam ręcznik i skierowałam się do szatni, a z niej do pryszniców. Włączyłam gorącą wodę. niemal krzyknęłam, ale tego mi właśnie było trzeba. Rokoszowałam się gorącymi kroplami. Oparłam czoło o zimne kafelki i oddychałam głęboko. Po pół godzinie wytarłam się, ubrałam i powlokłam do mojej kwatery numer 208. Była 10 w nocy, ale położyłam się do łóżka i od razu zasnęłam, gdy tylko przyłożyłam głowę do poduszki.


Harry*

Razem z Zaynem i Louisem udałem się na salę treningową.Musimy trochę poćwiczyć przed kolejnymi misjami.Teraz na głowie mamy jeden z groźniejszych gangów Londynu.Trzeba się ich pozbyć zanim niewinni ludzie zostaną znowu zaatakowani, obrabowani czy zamordowani.Trochę czuję się jak jakiś tajemniczy super bohater, który ratuje innych z opresji.Wiem to głupie, ale fajne.Uderzałem w worek treningowy.Robiłem to z coraz większą złością.Nie liczyło się nic oprócz moich pięści i worka.Gdy walę w worek wyobrażam sobie kogoś kogo tak bardzo nienawidzę.Kogoś kto zabrał mi członka rodziny.Kogoś kto jest oszustem i zależy mu tylko na forsie.Nie czułem bólu, a wręcz przeciwnie.To była sama przyjemność.Gdybym mógł go teraz dorwać i zrobić coś strasznego.Polałaby się krew, ale nie z mojego nosa.Czułem jak ciepłe krople potu spływają po moim czole.
- Ej, stary! - od mojej pracy odciągnął mnie Louis.moja klatka unosiła się i opadała bardzo szybko. - Mamy tylko trenować nie rozwalać worki. - tłumaczył, a patrzył na mnie jak na chorego psychicznie.Przeczesałem palcami włosy i zamknąłem na chwilę oczy.
- Carlin. - szepnąłem cicho sam do siebie.Kiedyś dostanie za swoje.

Po treningu udałem się do swojej kwatery.Ściągnąłem mokrą koszulkę i rzuciłem ją na łóżko.Bez zatrzymywania wszedłem do łazienki, rozebrałem się i wziąłem długi, ciepły prysznic.Tego mi było trzeba.Odpoczynku od stresu.Gdy odświeżyłem się wysuszyłem włosy i poukładałem je.Trzeba jakoś wyglądać.Tyle tu fajnych pań, ale i tak jestem zajęty.Ubrałem się ,zamknąłem kwaterę wpisując kod i  i powędrowałem w kierunku kwatery Sary.Kilka razy zapukałem.Moja piękna zaraz otworzyła i porwała mnie.Tylko nie próbujcie myśleć, że znów się z nią przespałem.Powiedziałem znów? Tak, pieprzyliśmy się i to nie raz, ale czasem po prostu na to nie mam siły.
Leżałem na łóżku, a dziewczyna siedziała na mnie i bawiła się moimi loczkami.Co chwilę cmoknąłem ją w usta.Od jakiegoś czasu, dłuższego czasu jest inna.Nie rozmawiamy już tak szczerze ze sobą, nie mówi mi często, że mnie kocha i to mnie martwi.Bo mi na niej zależy i nie chcę jej stracić.Kocham ją.Odgarnąłem jej kosmyk włosów za ucho i pogładziłem po policzku.
- Jesteś moja. - szepnąłem jej na ucho po czym zacząłem składać pojedyncze pocałunki na szyi.Odsunęła się.Zdziwiło mnie to.Zawsze była chętna do naszych zabaw.
- Harry, nie dziś. - zniknęła za drzwiami łazienki.

*Ida

Zaraz po obudzeniu udałam się do wyjścia. Tak po prostu. Przysunęłam kartę identyfikacyjną do małego ekranu LCD. Urządzenie piknęło, a metalowe drzwi odtworzyły się cicho, szumiąc amortyzatorami. Znalazłam się w małym, ale gęstym lasku. Przeszłam kilka metrów i dotarłam do drogi, prowadzącej do przed mieści Londynu. Nad drzewami widziałam poświatę miasta. Niebo było jeszcze ciemne. Przeszłam przez drogę, aż dotarłam do bunkrów, gdzie wchodziło się na podziemny parking. Dotarłam do mojego auta i pojechałam podziemną drogą do Londynu. Dotarłam do metalowych drzwi, wielkości drzwi garażowych. włączyłam przycisk w samochodzie, a drzwi rozsunęły się na boki. Wjechałam samochodem na podziemny parking dużej galerii handlowej. Zaparkowałam, jak gdyby nigdy nic. Wysiadłam i ruszyłam na zakupy. Kupiłam sobie czarne legginsy, dwie pary jeansów, jedne ciemne, drugie jasne i jeansową kurtkę. W kawiarni zamówiłam kremową late i obserwowałam śpieszących się nie wiadomo gdzie ludzi. Kiedy wypiłam pozbierałam torby i ruszyłam w stronę parkingu. Podeszłam do windy i wcisnęłam przycisk. Zanim otworzyły się drzwi, z boku wpadła na mnie jakaś kobieta. Spojrzałam na nią. Miała czarne spodnie z mnóstwem niczemu nie służących pasków, czarną, luźną bokserkę i krótką, jeansową kurtkę, buty były czarne, wysokie, na grubym obcasie.
- Uważaj - warknęłam.
- Co tak ostro? - zapytała, wciskając przycisk. Winda ruszyła w dół. Wzruszyłam ramionami. Przyjrzała mi się. - Trenujesz?
- Ta. - założyłam ramię na ramię i oparłam się o ścianę windy.
- Jestem Tetris. - przedstawiła się. Nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam śmiechem. Uniosła brew.
- Tetris? Jak taka gra? Tetris. - uśmiechnęłam się pokpiewająco. Przeszyła mnie zimnym wzrokiem.
- Tetris Washain. Należę do Gangu Scorp. - przeszedł mnie dreszcz. Najniebezpieczniejszy gang w Londynie. Spojrzałam na nią z ukosa. Nie mogę dać po sobie poznać, że wiem o co chodzi.
- Scorp?
- To skrót od Gangu Scorpiona. - wyjaśniła, jakbym była jakąś idiotką.
- A, no tak mogłam się domyślić.
Nadal stała i patrzyła na mnie uważnie. Przyglądała się moim ramionom, trzymającym ciężkie zakupy. Miałam zwykłą koszulkę na ramiączkach, było widać mięśnie.
- Trenujesz? - zapytała znów.
- Eee taa amatorsko. - odpowiedziałam wymijająco.
- Nie sądzę. Po co trenujesz? - patrzyła na mnie dziwnym wzrokiem, jakby mnie skądś znała.
- To się przydaje. - odparłam obojętnie.
- Oczywiście, że się przydaje. Nadajesz się do gangu. Najlepszego w Londynie. - powiedziała. Uniosłam brwi.
- Ja? Do gangu? - moje szare komórki pracowały na najwyższych obrotach. Gdybym należała do Gangu Scorp mogłabym go załatwić od środka. Przemycać ważne informacje, a potem zdusić w zarodku. Uśmiechnęłam się.
- Myślę, że to jest to co chciałabym robić. Gdzie mam się zgłosić? - zapytałam. Roześmiała się.
- Najpierw musimy sprawdzić, czy się nadajesz. Jutro o siódmej wieczorem przyjedź na stary parking na OldRoad obok nieczynnych magazynów. - typowe miejsce dla takich idiotów. Pokiwałam głową.
- Dziękuję. Będę na pewno.
Podała mi rękę, kiwnęła głową i oddaliła się. Ruszyłam do swojego samochodu. Rzuciłam zakupy na siedzenie obok i wróciłam do domu. Nie wiem, jak inaczej to nazwać. Kwatera 208 była niewielka, ale przytulna. Spory pokoik z łazienką to wszystko czego mi trzeba. Zadomowiłam się. Czuję się tak zupełnie jak w domu. Nie myślcie sobie, że SSO to jedyne moje miejsce zamieszkania. Mam mieszkanie w centrum Londynu, ale rzadko z niego korzystam. Wolę siedzieć tutaj i ćwiczyć na siłowni, by nie wypaść z formy. Trafiłam na tajny parking, zostawiłam auto i wróciłam poprzednią drogą do swojej kwatery. Gang Scorp. Chyba powinnam poinformować dowództwo. Mogli by się wkurzyć, gdybym nic nie powiedziała. Mogliby też uznać to za zdradę. Za zdradę drogo się płaci. Nie chcecie wiedzieć co zrobili z ostatnim facetem, przez którego wyciekły cenne informacje. Było to dwa lata temu. Od tego czasu nikt nie odważył się powiedzieć cokolwiek. Nie mam zamiaru popełniać tego samego błędu, co wszyscy główni bohaterowie różnych książek, którzy muszą podjąć taką decyzję. Nie będę działać na własną rękę, ani nie będę uważać, że sama sobie poradzę i że pewnie to ich nie obchodzi. Jutro rano wszystko powiem McMurfy'emu, a tymczasem położę się spać.

Sierra*

WŁĄCZ

Przygotowałam sobie pysznego kurczaka z sałatką.Rozsiadłam się w salonie i włączyłam telewizor.Jadłam i próbowałam się skupić na jakimś romansidle.Jednak moje plączące myśli nie dawały mi spokoju.Co się ze mną działo? Człowiek nie pstryknie palcami i od tak o wszystkim zapomina.To jest podejrzane.Zjadłam pyszne danie i wróciłam do swojego pokoju.Wyciągnęłam spod poduszki swój pamiętnik.Ściągnęłam z szyi mały, złoty kluczyk, który wisiał na łańcuszku.Otworzyłam kłódkę i zaczęłam kartkować magiczną książkę, która zawiera tyle prawdy o mnie i moim życiu.Nie jest to zwykły zeszyt.Nie zaczynam od słów Drogi pamiętniku..., ani nie piszę o tym jak to dziś ubrałam się do szkoły i że jakiś nieznajomy chłopak na mnie spojrzał i ojejku! Jestem cała w skowronkach!
Ten pamiętnik zawiera dosyć wiele mojego bólu jak i szczęścia.Niektóre kartki mają nawet ślady po moich łzach.Tak dużo razy się płakało nad tym zeszytem i pewnie nadal tak będzie.Gryzłam końcówkę od długopisu.Narysowałam małą samotną jaskółkę siedzącą na gałęzi.Czasem porównuję się do niektórych zwierząt.Dzisiaj jestem ptakiem, a jutro może będę leniwcem.Będę leżeć w łóżku, żreć chrupki, słuchać smutnej muzyki i pocieszać się  tym, że inni mają gorzej i też przechodzą w swoim życiu piekło.To głupie i chamskie, ale pomaga.

Jestem jak ptak.Chcę wzlatywać wyżej i wyżej, ale i tak moje gniazdo jest na ziemi.Zniszczone, brudne i zepsute gniazdo.Śnię, że latam samotnie pośród chmur.Cieszę się spokojem, powietrzem i zachodzącym słońcem.Przebieram swoimi skrzydłami by zdążyć.Zobaczyć co tam się kryje.Za słońcem, za horyzontem.Gdy wylatuję z kłębiastych chmur zaczynam robić różne zygzaki po niebie.Znikam razem ze słońcem.Na zawsze.Zaczynam  życie od nowa.W końcu mogę poczuć co to znaczy cieszyć się życiem.Zamykam na kilka chwil oczy po czym otwieram je...sufit.Biały, głupi sufit.Dotykam swojej twarzy.Moje skrzydła zniknęły.Nie mogę odlecieć.Mogę tylko o tym śnić i budzić się z tym samym wyrazem twarzy.Obojętnym, zawiedzionym...

                                                                                 ''Żyjemy tak jak śnimy- samotnie.'' Joseph Conrad


Odłożyłam długopis i jeszcze raz przeczytałam to co napisałam.Tak, to ma sens.
- Sierra! - usłyszałam krzyk taty.Wrócili.Urwałam się z łóżka i pobiegłam do przedpokoju. - Cześć córciu. - ojciec ucałował mnie w czoło i uśmiechnął się.
- Hej. - przywitałam się ledwo słyszalnie.Mama posłała mi tylko przelotne spojrzenie i krótkie cześć. - Dlaczego mi nie powiedzieliście, że jedziecie?! - podniosłam głos trochę zdenerwowana.Ojciec zrobił minę głupka i zarechotał.
- Przecież zostawiliśmy ci kartkę z informacją.Jesteś dorosła nie trzeba cię pilnować.Umiesz o siebie zadbać. - mówił przeglądając znowu jakieś papiery.
- Masz rację. - mruknęłam. - Wyprowadzam się. - gdy to wypowiedziałam matka się zakrztusiła pijąc wodę, a ojciec wybuchnął śmiechem.Tak wygląda wsparcie z ich strony.
- Wspaniale! - moja rodzicielka podeszła do mnie i potrząsnęła ramionami. - W końcu pokarzesz, że nie jesteś od nas zależna. - wiedziałam, że chce się mnie pozbyć a ten wklejony uśmiech to udawanie.
- Córeczko przecież boisz się zostać sama na tydzień w domu.Jak chcesz sobie poradzić w tak wielkim świecie? - zapytał ojciec całkiem poważnie.Pobiegłam do swojego pokoju.Wyciągnęłam spod łóżka walizki.Wrzucałam do nich wszystko po kolei z szaf.Ubrania, kosmetyki, książki i wszystko co się da.Dam sobie radę.Tata co miesiąc przelewa na moje konto dosyć sporą sumę, a oszczędności też mam nie mało.Usiadłam na łóżku i jeszcze raz przemyślałam swoje postępowanie.
- Nie zrezygnuję. - wyciągnęłam z kieszeni telefon i zamówiłam taksówkę.Zniosłam na dół ciężkie walizki.Rodzice siedzieli w salonie i  żartowali sobie.Nawet nie próbują mnie zatrzymać.
- Kochanie przemyśl to. - bąknął tata stając przede mną.
- Wiem co robię.Będziesz nadal przelewał mi kasę na konto? - kiwnął głową i poklepał po plecach.
- Ja, Thomas, uważam, że to doskonały pomysł.Dziewczyna musi się nauczyć żyć samodzielnie.
- Dobrze, ale gdzie się zatrzymasz? - ojciec miał rację.Co ja ze sobą pocznę? Dziadkowie mieszkają na innym kontynencie, kuzynostwo jest już dorosłe i nie pamiętam jak się nazywają, a wujkowie i ciocie? Tak, naprawdę to ich nie znam.Mam czasem takie przebłyski z dzieciństwa.Rudowłosa kobieta, która śpiewała mi słodką piosenkę do snu.No, ale i tak nic z tego.Mogła być każdym.Koleżanką, sąsiadką...
- W hotelu.  - zauważyłam przez okno, że mój środek transportu już stoi przed domem. - Do zobaczenia. - pożegnałam się i ruszyłam do samochodu.


***

Stałam przed ogromnym penthousem.Uśmiechnęłam się.Weszłam do budynku przez obrotowe drzwi.Rozejrzałam się dookoła.Wszystko było takie pozłacane i eleganckie.Niepewnie podeszłam do recepcji.
- Dzień dobry. - powiedziałam dosyć głośno.
- Witam Panią.W czym mogę pomóc? - zapytała ciemnoskóra kobieta z białych uśmiechem.
- Em...chciałabym wynająć mieszkanie. - odparłam.
- Jedno czy wieloosobowe?
-  Jedno. - mruknęłam.Kobieta coś wystukała w komputerze.
- Apartament czy zwykłe mieszkanie.
- Zwykłe, ale z dużym oknem na Londyn. - uśmiechnęłam się co ona odwzajemniła.
- Chwileczka...jest. - podała mi cenę za miesiąc.Pasowała mi.Trochę drogo jak na zwykłe mieszkanie, ale w końcu to jest penthouse.Wybrałam to miejsce do zamieszkania bo jest blisko dużego parku.Kocham zielone drzewa.- Proszę. - podała mi kartę pokoju i numer. - Mark! - zawołała.Podszedł do nas młody mężczyzna.Zabrał moje walizki i poszliśmy do windy.Gdy drzwi windy otworzyły otworzyłam kartą swoje mieszkanie.
- Przepraszam chyba pomyliśmy mieszkania. - mruknęłam patrząc na bogate WNĘTRZE mieszkania.Boy odstawił obok mnie walizki.
- Nie.To teraz jest pani mieszkanie. - spojrzałam na niego bardzo zdziwiona.
- Przecież to jest apartament. - wskazałam dłonią.
- Może tak wygląda, ale to jest zwykłe mieszkanie proszę pani.W końcu jest to penthose Alcazar.Jeden z  najlepszych w Londynie. - kiwnęłam głową.Dałam mu napiwek i odszedł.Zaczęłam zwiedzać moje nowe mieszkanie.Jest piękne! Mam ogromny widok na cały Londyn i park, a mój pokój jest świetny.Kręte, podświetlane schody mnie zauroczyły.Zjechałam po nich na rurce.Wyszłam na ogromny balkon.Szeroko się uśmiechnęłam i otworzyłam ręce jak Rose z Titanica.Śmiałam się z nowego życia.


- Jestem ptakiem! - biegałam i kręciłam po balkonie.Zapewne sąsiedzi z dołu nie są zadowoleni.Cały, wypasiony dom tylko mój.Zrobiłam zdjęcie mojego widoku i wysłałam rodzicom.Po tym jak się uspokoiłam poszłam rozpakowywać się.