*Ida
- Nie ma mowy.
- Ale zrozum. To jedyny sposób. Ona najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy, że należę do SSO. Nie rozumiesz, że będę mogła wszystko kontrolować? Taki szpieg byłby najlepszy. - McMurfy spojrzał na mnie, kręcąc głową. Liam stał nieco za mną, przysłuchując się wszystkiemu.
- Ida, posłuchaj. - stanął przede mną. Wyglądał bardzo wojowniczo i pewnie. Wyprostowałam się. - To nie jest dobry pomysł. Poradzimy sobie, bez szpiega.
- Nie ufasz mi. Dam sobie radę, jestem silna, nie? - Oparłam dłonie na biodrach.
- Ida.. tak, jesteś silna, ale zrozum...
- Nie. To ty zrozum. Jak możesz być taki obojętny?! Masz szansę zdobyć ważne informacje, a zamiast tego udajesz, że się o mnie martwisz. Co zamierzałeś zrobić? Zapewne, wysłać kogoś innego, prawda? Ale to mnie zaprosiła. Nikt inny nie ma szans tam się dostać. Musisz mi zaufać. - patrzyłam mu głęboko w oczy. Był zły. Widziałam to. Widziałam też, że już wygrałam. Założył ręce z tyłu i odwrócił się ode mnie. Chwilę gapił się na przeciwległą ścianę, po czym przesunął kilka papierów na biurku. Obszedł biurko dookoła i otworzył dużą szufladę kluczem. Chwilę przeglądał kartotekę. Włączył nowoczesny komputer, usiadł i zaczął szybko pisać.
- Przedstawiałaś się?
- Nie jestem głupia. - warknęłam.
Sierra*
Byłam pewna, że nic w moim życiu się nie zmieni.Myślałam, że zawsze będę pod rozkazem rodziców jak jakiś pies na smyczy.Teraz mogę żyć własnym życiem, cieszyć się spokojem i nie zadręczać się upierdliwą mamą ani zapracowanym tatą.Nadal ich kocham.W końcu są to ludzie, którzy mnie ekhem, zrobili, a mówiąc grzeczniej dali mi życie.Nie zawsze było piękne, ale nie chcę o tym teraz myśleć.Włożyłam do dużej szafy ostatnia parę butów.Dodałam kilka ramek ze zdjęciami, poukładałam książki na szafce i zrobiłam porządek w kosmetykach.Nie mam ich zbyt wiele, ale jednak coś jest.
Siedziałam na dużym łóżku patrząc na widok za oknem.Nim się spostrzegłam już było popołudnie.Ile ja czasu spędziłam na rozpakowywaniu?! Zbiegłam do kuchni.Otworzyłam lodówkę.Pusto.
- Aha. - mruknęłam na widok lodówki świecącej pustością. - To może coś zamówię. - sięgnęłam do telefonu wiszącego na ścianie.Wystukałam numer mojej ulubionej pizzeri.Zamówiłam i rozsiadłam się w salonie obok.Położyłam się na kanapie wkładając poduszkę pod głowę.Włączyłam telewizor.Same programy news'owe.Londyn jest pięknym miastem, ale bardzo dużo się tu dzieje.Za każdym razem jak oglądam wiadomości to słyszę tylko o kradzieżach, zbrodniach i innych kłopotach.Mówi się, że świat jest zły, a to przecież ludzie go niszczą.Przez kilkanaście minut oglądałam jakąś bajkę dopóki nie usłyszałam pukania.Otworzyłam drzwi.Tam stał chłopak około dwudziestki w czerwono-żółtej czapce z daszkiem i koszulce polo w podobnych kolorach.W dłoni trzymał pudełko z pizzą.Już czułam jej piękny zapach.
- Dzień dobry. - uśmiechnął się zadziornie. - Zamawiała pani pizzę?
- Tak, dziękuję. - pudełko zabrałam do ręki i podałam mu odpowiednią sumę.
- Do widzenia i smacznego. - lekko uniósł czapkę.
- Cześć. - zniknęłam za drzwiami.
Usiadłam przy kamiennym barku w kuchni.Otworzyłam pudełko.Po całym pomieszczeniu rozniósł się przyjemny zapach.Położyłam na talerz dwa kawałki pizzy, a resztę schowałam.Muszę coś rano zjeść.Wyszłam na balkon, położyłam moja kolację na stoliku.Pobiegłam jeszcze szybko do pokoju po aparat.Zrobiłam zdjęcie mojej pierwszej przekąski w nowym domu i kilka fotek Londynu.Kocham robić zdjęcia.To moje hobby!
Położyłam się w łóżku i przykryłam kołdrą.Patrzyłam na sufit.W mojej głowie odbywała się walka myśli.Przez to nie potrafiłam zasnąć.Ostatnie wydarzenie nie dawało mi ciągle spokoju.Może najadłam się wtedy za dużo słodyczy i mi odwalało? Ubrałam sukienkę, nie wiadomo jak poobdzierałam sobie nogi w ogrodzie i obudziłam się w swoim pokoju.Okey to mało prawdopodobne, ale załóżmy że tak właśnie się stało.Chcę w spokoju zasnąć i się obudzić.Jutro czekają mnie duże zakupy.
*Ida
Staliśmy w ciszy, przerywanej tylko szybkim stukaniem w klawiaturę, cichym pikaniem alarmów i szumów wielu ekranów, przekazujących obraz z całego ośrodka i kilka ulic Londynu. Liam podszedł do mnie i uścisnął moją rękę.
- Jesteś pewna? To niebezpieczne.
- Kiedy mnie tutaj przyprowadzili nikt się nie martwił, że będzie niebezpiecznie. Po to się urodziłam. To jest moje przeznaczenie, Liam. - muszę być twarda. Nie mogę okazywać żadnych uczuć, zupełnie nic. Odkaszlnęłam. McMurfy skończył pisać. Drukarka wyprodukowała dwie zapisane kartki. Wziął je i podał mi.
- Nauczysz się tego na pamięć. - spojrzałam na tekst.
- Co to niby jest?
- Twoja przeszłość. - wyjaśnił. Drzwi się otworzyły i wszedł młody chłopak, Bill, z którym spędzałam sporo czasu, kiedy byłam młodsza.
- Cześć Billy. - przywitałam się. Spojrzał na mnie z szacunkiem.
- Witaj. - podał McMurfy'emu dokumenty, skinął nam głową i wyszedł. Szef przejrzał papiery i podał mi je.
- A to twoja nowa tożsamość. - otworzyłam teczkę i zobaczyłam dowód osobisty z moim nowym imieniem i nazwiskiem.
- Vicky Bloom. Data urodzenia, 20 maja, lat 20. O i nowe prawko, dzięki. - Przejrzałam kolejne papiery. - Poważnie? Vicky Bloom, włosy: ciemne, oczy: szare, karnacja: ciemna, znaki szczególne: brak. Po co mi te akta?
- Mogą się przydać. - McMurfy wzruszył ramionami. - Przygotuj się na dzisiaj. Nie wiadomo co to za test, ale na pewno sobie poradzisz. Pamiętaj, żeby nic nie zobaczyli. Bill przyniesie zaraz kilka przydatnych gadżetów. Ida... uważaj na siebie, okay?
- Okay. - nie martwił by się tak, gdybym nie była jego jedyną rodziną. Wszedł Bill z małym pudełkiem.
- Ulepszyłem twój samochód. - powiedział. - Tu masz instrukcję, co do czego służy.
- Czekaj, czekaj. Masz dostęp do mojego samochodu?!
- Jasne. - powiedział, jakby to było oczywiste. - Zegarek przyda ci się najbardziej.
- Mam zegarek.
- Możesz go wyrzucić. - powiedział.
- Jest dla mnie ważny. - zegarek to jedyne, co mi zostało po rodzicach. Dał mi go tata kiedy miałam 4 lata.
- Na razie go zdejmij. - założył mi nowy zegarek na rękę. Był czarny, wyglądał zwyczajnie, jak drogi zegarek. - Ten przycisk zamienia ekran w kompas, ten włącza laser, ten wytwarza proszek, do wykrycia alarmów laserowych, ten otwiera mechanizm. W środku jest ukrytych kilka mikrobotów. Możesz nimi dowolnie sterować tym. - podał mi smartfon. - Będzie ci służył też do komunikacji z nami. Każdy mikrobot ma inny numerek. Szybko zrozumiesz, jak się tym steruje. Na razie tego nie rób, bo akumulatory wystarczają max na dwa dni. Mikroboty mają wbudowane kamery i mikrofony. Jeżeli będziesz potrzebować pomocy, rozbij szkiełko zegarka. Możesz go użyć tylko w ostateczności, bo potem zegarek będzie do wyrzucenia. Po rozbiciu szkiełka zegarek będzie nadawał sygnał przez godzinę do dowództwa, a potem dokona autodestrukcji, więc trzymaj się co najmniej 5 metrów od niego.
- To wszystko? - westchnęłam, bo zaczynało mi się mylić. Dobrze, że mam tą instrukcję.
- Tak. W samochodzie masz resztę potrzebnych rzeczy. Broń masz, więc jest ok. - podał mi rękę. - dobrze było z tobą pracować. - wyszedł, zabierając pudełko. Spojrzałam na szefa.
- Przecież nie zginę, nie?
- Jasne.
- Okay. To... do zobaczenia. - podałam mu rękę. - Chyba.. zbyt szybko się nie zobaczymy.
- No tak. Powodzenia, Turner. Pożegnaj się z przyjaciółmi i zmykaj.
- Nie lubię pożegnań.
- Jasne.
Wyszłam, a obok mnie szedł Liam.
- Nie chcesz się z nimi pożegnać?
- Nie. znaczy... nie chodzi o to, że ich nie lubię. Po prostu... nie lubię pożegnań.
- Chcieliby cię zobaczyć, nie wiedzą, że odchodzisz.
- Nie odchodzę na zawsze. - zauważyłam. Liam poprawił koszulkę.
- Mimo wszystko powinnaś się z nimi pożegnać. - powiedział twardo i odszedł w stronę swojej kwatery. Odprowadziłam go spojrzeniem, puki nie zniknął za zakrętem. Weszłam do kwatery 208 i spakowałam potrzebne rzeczy. Wrzuciłam je do bagażnika samochodu. Wnętrze nie wyglądało jakoś specjalnie. A jednak kilka przycisków na radiu służyło zupełnie czemu innemu. Przejrzałam pobieżnie instrukcję i przycisnęłam losowy przycisk. Znad kół z cichym szumem wysunęły się spore wyrzutnie.
- No nieźle. - ucieszyłam się.
- Ida! - wyszłam z samochodu i rozejrzałam się. W moją stronę zmierzali chłopacy. Spojrzałam z wyrzutem na Liama, kiedy Harry wziął mnie w ramiona.
- Powiedziałeś im?! - wkurzyłam się.
- Musiałem.
Wszyscy po kolei mnie wyściskali. Nawet się nie spodziewałam, że potrafią być tacy czuli i delikatni.
- Uważaj na siebie, okay? - szepnął Louis do mojego ucha, kiedy przyszła jego kolej.
- Okay. - odszepnęłam. Chwilę oglądali mój samochód chwaląc umiejętności Bill'a i jego zespołu, po czym pozwolili mi jechać. Ruszyłam w głąb Londynu. Była dopiero 17. Muszę zajechać do mojego mieszkania w centrum, zabrać kilka rzeczy i coś zjeść.
Sierra*
Niechętnie i powoli otworzyłam ciężkie powieki.Kilka razy zamrugałam, nim zdążyłam wszystko ogarnąć w swojej głowie.Czyli to nie jest sen ani bajka.Usiadłam i przeciągnęłam się, prostując kończyny.
- Ah. - mruknęłam uśmiechnięta.Tak chcę się budzić codziennie. - Czas na poranny prysznic. - zrzuciłam kołdrę z nóg.Zabrałam ubrania do łazienki.Potem już był czas relaksu i przyjemności.Ciepła woda spływała po moim ciele jak strumyk.Umyłam włosy szamponem o zapachu jabłka.Mój ulubiony.Po odświeżeniu się ubrałam przygotowane ciuchy.Wysuszyłam długie włosy co też nie trwało pięć minut.
Zbiegłam do kuchni.Przeskoczyłam przez kanapę wchodząc do kuchni, która jest połączona z salonem.
Na mojej twarzy pojawiła się ta sama mina co wczoraj.Moja lodówka pęka w szwach od jedzenia.Czujecie ten sarkazm? Ja tak.Zjadłam pizzę i ugotowałam wodę w czajniku.Muszę się ''nawodnić''.
Zamknęłam kartą swoje mieszkanie i z humorem weszłam do windy.Nacisnęłam złoty guziczek, a drzwi windy zamknęły się.Nuciłam pod nosem melodyjkę, która leciała w głośniku.
- Dzień dobry. - przywitałam się z recepcjonistką, która była w równie dobrym humorze co ja.
- Witam. - uśmiechnęła się i zaczęła coś pisać w jakimś notatniku.
Wyszłam przez obrotowe, szklane drzwi.Piękna pogoda i świergot ptaków na dzień dobry mnie powitały.Jak mała dziewczynka idąca ze szkoły podskakiwałam lekko na palcach.Wstąpiłam do supermarketu, galerii i księgarni.Siatki nie mieściły się w dłoniach, a palce robiły się czerwone od mocnego nacisku jednorazówek.Wysiadłam z autobusu.Przeszłam przez pasy i weszłam do penthous'a.Ledwo co się zmieściłam z zakupami w drzwiach.Takie życie zakupoholiczki.
Z potem na czole szłam w stronę windy.Patrzyłam na swoje trampki.
- Może pomóc? - usłyszałam głos chłopaka.Był to ten sam co pomógł mi z bagażem.
- Nie, dziękuję. - posłałam mu uśmiech.Tak na prawdę potrzebowałam odpoczynku, ale nie chciałam człowieka wykorzystywać.On i tak jeszcze dużo się nachodzi z torbami.Odszedł.Podniosłam siatki i szłam dalej do windy.W między czasie gdy jechałam wyciągnęłam sobie jogurt truskawkowy i połowę pochłonęłam w kilka sekund.Chciałam szybko opuścić windę gdy drzwi się otworzyły, ale potknęłam się o sznurowadło i wpadłam na jakąś panią.Szybko wstałam i zorientowałam się, że to nie jest żadna pani, ale dziewczyna w moim wieku.Wstała ze złym wyrazem twarzy.Nie dziwę się jej.Cały jogurt wylądował na jej bluzce i trochę posklejał włosy.Zaczęłam panikować.
- J-ja przepraszam cię bardzo.Nie chciałam, to przez przyp..
- Spoko, nie tłumacz się. - warknęła nie patrząc na mnie.Próbowała się pozbyć różowej plamy z bluzki.
- Ja zapłacę za bluzkę i ... - gestykulowałam rękami próbując opanować głupią sytuację.
- Za włosy też? - zapytała podnosząc wzrok na mnie. - Co ty tu... - urwała zdziwiona.
- Może chodź do mojego mieszkania.Ja oddam ci za ubranie i, i... i zapomnimy o przykrym wypadku? - zapytałam ciszej bojąc się jej reakcji.Nie wyglądała na kruchą czy słabą dziewczynę, taką jak ja.
- Nie mam teraz czasu. - mówiła bacznie mnie obserwując.Zaczęłam grzebać w siatkach.
- Masz. - podałam jej paczkę chusteczek. - Mieszkasz tu? - spytałam.Kiwnęła głową. - Ja jestem z pod 231, a ty? Jak będziesz miała czas to na pewno ci oddam.
- Ty też tu mieszkasz? - stała zaskoczona. - Myślałam, że ty... - czekałam aż skończy, ale machnęła ręką. - Nie ważne. - bąknęła.Dlaczego wszyscy tak dziwnie na mój widok reagują? Jestem na okładkach gazet czy jak?
- Od wczoraj. - podniosłam zakupy powoli.Dziewczyna podała mi chusteczki. - Zatrzymaj je sobie.
*Ida
Nie spodziewałam się jej tu spotkać. Zupełnie wytrąciła mnie z równowagi. Głupia jestem, przecież mnie nie pamięta. Poszłam do swojego mieszkania numer 208. Dokładnie taki sam, jak mojej kwatery w SSO. Zrzuciłam z siebie ubrania i umyłam się szybko. Włosy potraktowałam suszarką i poszłam znaleźć coś do ubrania. Koszulka jest do niczego. Wrzuciłam ją do pralki. Otworzyłam szafę.
- Nie no, nie wierzę. - Miałam tylko kilka koszulek na ramiączkach i jeansy. Nic, co mogłoby się przydać na test. Udało mi się znaleźć białą koszulkę i ubrałam jasne jeansy. Wyglądałam jak urocza dziewczynka, a nie groźna członkini gangu. Nie zdążę nic kupić. Mam tylko jedno wyjście, nie chcę tego robić, ale cóż. Jaki to był numer? 233? 123? 321? Chyba 231. Z jeszcze trochę mokrymi włosami pobiegłam korytarzem. Zapukałam do odpowiednich drzwi. Miałam tylko godzinę. Otworzyła mi Sierra. Była trochę zdziwiona, ale wpuściła mnie.
- O co chodzi?
- Musisz pożyczyć mi jakieś ciuchy. - powiedziałam po prostu.
- Ee okay. Chodź. - zaprowadziła mnie do garderoby. Ogarnęłam ją spojrzeniem. Nie miała jeszcze zbyt wielu ciuchów. No tak, wczoraj się wprowadziła. Dziewczyna była szczuplejsza ode mnie, a raczej mniej wysportowana.
- Weź, co potrzebujesz. Tylko ee postaraj się nie zniszczyć, okay?
- Jasne. - wyszła, żebym mogła się przebrać. Ubrałam czarną bokserkę, jeansową kurtkę i czarne leginsy. Buty miałam swoje, bo na szczęście ich nie dosięgnął różowy jogurt. Wyszłam. Sierra obrzuciła mnie spojrzeniem.
- Jesteś bardzo ładna. - powiedziała. Zdziwiłam się. Jeszcze nigdy nikt mi tak nie powiedział.
- Ta, dzięki. - podeszłam do niej i podałam rękę. - Jestem Id... Vicky. Vicky Bloom.
- Sierra Carlin. - uśmiechnęła się przyjaźnie. Była zupełnie niepodobna do siebie, kiedy ostatni raz ją widziałam. Pożegnałam się i obiecałam ubrania zwrócić i odebrać swoje, jutro. Pobiegłam do samochodu, z dziwnym przeczuciem, że ktoś mnie obserwuje. Rozejrzałam się. Pod penthousem stała żółtka taxówka. Zawsze w tym samym miejscu. Może po prostu kierowca się na mnie patrzył, jak wychodziłam. Ruszyłam szybko na miejsce. Dojazd powinien zająć mi najwyżej pół godziny. Będę przed czasem. I dobrze.
Na miejscu nie było nikogo. Rozejrzałam się. Widziałam gdzieś na lewo, pomiędzy krzakami światła samochodu. Usłyszałam trzask drzwiczek. Patrzyłam w tamtą stronę. Światła zgasły, ale samochód nie odjechał. Zobaczyłam ciemną postać i zamarłam.
Tego się nie spodziewaliście! :D chyba... ok ok przepraszamy za ty że tak dłuuugo nie było rozdziału, ale no cóż, ferie są, to trzeba korzystać ;d spoko, 4 już się pisze, więc czeekajciee ;)) w między czasie zapraszamy na naszego pierwszego bloga http://allyouneedsislove3.blogspot.com/ POLECAMY ;D Komentujcie, bo to motywuje ;*** ~ Hermi xx