czwartek, 21 maja 2015
Chapter 7
Sierra*
Chłopak nie wrócił zeszłej nocy.Pewnie znalazł sobie jakąś chętną panienkę.
Wystarczy spojrzeć na niego raz.Tatuaże, kolczyki, chamski ton...typowy badboy, który pożycza laski na jedną noc.Wyciągnęłam z torby zwykłe czarne leginsy, czarny podkoszulek w białe serduszka i bieliznę.Mam ochotę zwymiotować na samą myśl, że jej dotykał.Przez chwilę wahałam się czy skorzystać z łazienki.Jeżeli wróci? On jest nieobliczalny.Nacisnęłam klamkę i weszłam do łazienki.Była bardzo ładnie, ale prosto urządzona.Zrzuciłam ubrania na podłogę i wskoczyłam pod prysznic.To było świetne uczucie poczuć świeżość po tylu dniach.Gorąca woda spływała po mojej twarzy, ciele.Umyłam włosy męskim szamponem.Może nie zauważy, że dotykałam.Moje włosy będą pachnieć nim.Wzdrygnęłam się.Wyciągnęłam rękę po ręcznik.Macałam powietrze.Byłam pewna, że tam wisiał.
- Szukasz czegoś, słodziutka? - świat stanął w miejscu.Szeroko otworzyłam oczy i zacisnęłam zęby.Już pomnie, już po mnie... .Cienka zasłonka została lekko odchylona przez rękę chłopaka.Nie widziałam go, tylko jego dłoń z ręcznikiem.Zabrałam go szybko.Nie mam ochoty by oglądał mnie nagą.To pierwsza rzecz na liście ''Nie chcę mieć nic do czynienia z tym chamem''.Owinęłam materiał wokół ciała.Był okropnie krótki! Ledwie dosięgał do moich ud. - Teraz wyłaź. - rozkazał.
- W-wyjdź z łazienki. - nakazałam cicho.Zachichotał kpiąco.
- Jestem u siebie. - syknął. - Więc...
- Nie masz prawa mnie tak traktować. - mówię.
- Ha! Gdybym miał ochotę przeleciałbym cię pod prysznicem szybciej niż myślisz. - jak on tak może?! Takie świństwa prosto w moją twarz. - Wyłaź, inaczej ja tam wchodzę...bez ubrań. - zamrugałam kilka razy powiekami.Odsłoniłam gwałtownie zasłonę.Byłam wkurzona.Nienawidzę kiedy ktoś ma nade mną kontrolę.Dlatego też wyprowadziłam się od rodziców.Zacisnęłam dłoń na ręczniku by przypadkiem się nie osunął.Kędzierzawy widząc moje pół nagie ciało uniósł brew i oblizał usta, przygryzając przy tym kolczyk w wardze.Przewróciłam oczami.Jak można tak zniszczyć swoje ciało?!
- Wyjdź, chcę się przebrać. - oparł się o ścianę.
- Chętnie popatrzę. - od kiedy to on taki towarzyski? Wskazałam na drzwi co zignorował.
Czułam jak moje serce wali, a krew gotuje się.Spojrzałam błagalnym wzrokiem.
- Te oczka nic tu nie pomogą mała... - był inny niż wcześniej.Wtedy prawie wyrwał mi włosy i nadał od szmat i tak dalej... Zbladłam gdy zaczął ściągać swój biały shirt, a potem czarne rurki.Wytrzeszczyłam oczy widząc jego idealnie zbudowane ciało.Podwinęłam palce u nóg i przełknęłam ślinę.Podniosłam swoje ubrania i chciałam go wyminąć wychodząc z łazienki.Zatrzymał mnie szarpiąc za moje ramię.Zmierzył mnie gniewnym spojrzeniem.
- Zostajesz. - warknął.Co? na jaką cholerę? - Ubieraj się. - rozkazał spokojniej.Zacisnęłam palce na ręczniku aż do czerwoności.Przymrużyłam powieki rozzłoszczona.
- Nie. - niech nie myśli, że może bawić się mą jak zabawką.Widząc jego wkurzony wyraz twarzy postanowiłam trochę przymknąć moje usta.Po chwili dodałam tylko: Nie gdy ty patrzysz.
Moje policzki przybrały purpurowy kolor.Dziwiłam się, że jeszcze nie rozbeczałam się.No w końcu stoją prawie naga przed obcym chłopakiem, który patrzy na mnie jakby chciał mnie wykorzystać! Taka sytuacja spotyka mnie pierwszy i ostatni raz w życiu! Chłopak zmniejszył między nami odległość co od razu poczułam.Moje ciało drgnęło.
- Przecież jesteś taka piękna, prawda? - pytał z wyczuwalnym sarkazmem. - Pewnie zaliczasz się do tych zadufanych w sobie panienek, czyż nie Panno Idealna? - mówił.Nie rozumiałam.Dlaczego mnie za taką uważał?
- Nie znasz mnie... - wyszeptałam ze spuszczoną głową ukrywając zaszklone oczy.
- Wystarczy na ciebie spojrzeć słoneczko...Bogata, wredna suka wywodząca się z idealnej rodzinki. - Wredna, idealna rodzinka?! Wymierzyłam mu policzek nie martwiąc się o konsekwencje.Dupek.Oceniał mnie ze względu na hajs rodziców!
- Odwal się! Nie znasz mnie, więc nie gadaj o mnie takich bzdur! - krzyczałam, a potok łez lał się po policzkach. - Nie dość, że rodzice niszczyli moje życie to jeszcze ty! Frajer, który pieprzy laski na prawo i lewo, a potem je bije! Nie masz serca...jesteś potworem - mówiłam oschle, a on lekko masował swój zaczerwieniony policzek.Jego szczęka zacisnęła się po czym przeniósł swój wzrok na mnie.Cała odwaga poszła w las.Zabije mnie.Chwilę staliśmy w ciszy.Były to tortury.
Wyszedł z łazienki trzaskając drzwiami.Poczułam się jakbym go uraziła?
Harry*
Nie wierzę, że jeszcze wytrzymuję z tą wywłoką.Ona jest taka irytująca! Sprzeciwia mi się, a nikt nie ma prawa tego robić.Włożyłem dres i rzuciłem się na łóżko.Oparłem głowę o zagłówek i włączyłem telefon.Napisałem krótkiego sms'a do Sarah.Jak dobrze, że nie ma kwatery na tym samym piętrze.Zabiłaby mnie, lub co gorsza rzuciła gdyby zobaczyła tą niedorajdę w moim pokoju.
Jak Carlin śmiała podnieść na mnie głos? Jak śmiała mi się sprzeciwić?! Nie ukarałem jej tylko dlatego, że Liam kazał mi jej nie dotykać.Śmiałem się mu w twarz, ale zagroził doniesieniem na mnie.W końcu...popełniłem przestępstwo, a powinienem je zwalczać.Kieruje mną zemsta i nie myślę od pewnego czasu o niczym innym.
Moja dziewczyna nie odpisywała.Czekałem, pisałem i znów czekałem.
Drzwi łazienki zaskrzypiały, a ja posłałem tam jedno spojrzenie.Dziewczyna przez chwilę nie wiedziała co ma robić.Stała i gapiła się w okno.Dziwna.
Wlepiłem swój wzrok w ekran telefonu.Dostałem kilka wiadomości od Liama typu:
Nic jej nie zrób.Pamiętaj to kobieta, szanuj ją. i jeszcze jedna Jeżeli jej coś zrobisz to uduszę Cię gołymi rękami Styles.
Zarechotałem.Milutki Peyan chyba się zakochał w naszym małym ptaszku.Kątem oka spojrzałem w stronę niewydymionej cnotki.Jest ładna, ale jest idiotką.
Po kilku minutach poczułem niepokój.
- Będziesz tak stać i gapić się czy pójdziesz spać, do cholery? - syknąłem.Serio, ta laska powinna przejść jakieś egzorcyzmy.
Sierra*
Ocierałam swoje łokcie, a to co wybełkotał chłopak wpadło jednym uchem, a drugim wypadło.Nie chcę spać z nim w jednym pokoju.On jest taki...inny, obcy.Te kolczyki, tatuaże i jego zielone oczy, które potrafią być agresywne i piękne jednocześnie.Nigdy nie widziałam jeszcze takiej mieszanki.
Podoba mi się.
- Mam wysłać specjalne zaproszenie?! - duża dłoń chłopaka znalazła się przed moją twarzą.
Jego wyraz twarzy nie był pogodny, ale zły też nie.
- Em...nie.
Usiadłam w swoim kącie, który służył mi za ''miejsce do spania''.Wolałabym spać na starym, brudnym materacu niż marznąć na podłodze.
Ida*
Tetris wszystko mi wytłumaczyła. W ostatnim momencie okazało się, że idzie ze mną Mick. Spoko. Zwykły napad na muzeum. Niby mamy ukraść jakiś diament. Akcja jak z filmu. Do środka weszliśmy tradycyjnie szybem wentylacyjnym, ominęliśmy strażnika, śpiącego na służbie, weszliśmy do małego pokoju, gdzie był przekazywany obraz z kamer i wyłączyliśmy zasilanie. I oto byliśmy. Mick rozsypał nieznany mi proszek i ujawniły się czerwone czujniki laserowe (musiały działać na dodatkowym generatorze), strzegące skarbu. Prześlizgnęłam się bez trudu pomiędzy nimi i przyrządem, który większość nazwałaby "cyrklem" wycięłam okrągły otwór. Wyciągnęłam ostrożnie diament i obejrzałam go dokładnie. Mick machał rękami i szeptał energicznie, bym się pośpieszyła, ale zbyłam go. Uwielbiam dreszczyk emocji. Pogładziłam kryształ i przymierzyłam go najpierw do palca, potem jako naszyjnik. Wzruszyłam sama do siebie ramionami, schowałam diament do kieszeni do tego przeznaczonej i wróciłam do Micka ta samą drogą.
- Chyba cię zabiję. - warknął. - Prawie zszedłem na zawał.
- Aha. - uśmiechnęłam się krzywo, a on pokręcił głową.
- Wynosimy się stąd?
- Czekałam, aż zapytasz. - asekurowaliśmy się nawzajem, zachowując jeszcze większą ostrożność, niż wcześniej.
Nagle chłopak zatrzymał się.
- Fuck. - zajrzałam mu przez ramię.
- Co?
- Strażnika gdzieś wcięło. - zdrętwiałam. Rozejrzałam się, próbując ustalić, gdzie facet poszedł.
- Pewnie jest w kiblu. - szepnęłam mu do ucha. Pokiwał głową i ruszył dalej. Wzrokiem szukałam najmniejszego ruchu, ale nic się nie wydarzyło. Dotarliśmy do naszej kraty wentylacyjnej. Weszłam pierwsza, za mną Mick, który zamknął otwór. Byliśmy w połowie drogi, kiedy usłyszeliśmy ogłuszający ryk alarmu, który wszczął strażnik.
- Rusz się. - Mick popchnął mnie, opierając rękę na moim tyłku.
- Ej, ogierze. Łapy przy sobie. - przyśpieszyłam. Wydostaliśmy się z szybu i wyskoczyliśmy na dach. Spuściliśmy się wzdłuż ściany na linach.
- Teraz jeszcze tylko zwiać. - mruknął Mick. Dopadł jakiegoś samochodu, chwilę poszperał przy zamku i po chwili siedzieliśmy w środku. Schylił się pod kierownicę, zrobił to, co ja sama robiłam wiele razy, wmawiając sobie, że to nic takiego. Odjechaliśmy normalną prędkością. Wyciągnęłam z kieszeni diament i znów zajęłam się oglądaniem go.
- Jak myślisz, ile jest wart? - zagadnęłam. Spojrzał na mnie kontem oka.
- Chyba więcej niż ty. - wzruszył ramionami. - Lepiej go schowaj, nie chcemy, żeby ktoś...
Z piskiem opon stanął przed trzema wozami policyjnymi, stojącymi w poprzek drogi.
- Co stajesz, kretynie?! Jedź! - wydarłam się, rzuciłam diament pod nogi, przechyliłam się i szarpnęłam kierownicą. Obróciliśmy się o 180 stopni, zanim którykolwiek z policjantów zdążył cokolwiek powiedzieć.
Mick docisnął gaz i teraz uciekaliśmy przed trzema wozami. Przejął ode mnie kierownicę, a ja zajęłam się szukaniem diamentu.
- Musi gdzieś tu być! Rzuciłam go na podłogę! - denerwowałam się, odsuwając fotel.
- Kiedy jesteś zdenerwowana mówisz więcej niż normalnie. - zauważył chłopak
*Ida
Usłyszeliśmy strzały. Kilka kul odbiło się od karoserii i myślałam, że dostanę zawału.
- Jedź szybciej! - wydarłam się, uderzając jednocześnie głową w fotel. Diamentu nigdzie nie było.
Straszliwy huk i przednia szyba rozleciała się na kawałki, wielkości ziarenek ryżu. Kilka kolejnych strzałów przeleciało gdzieś obok. Mick gwałtownie skręcił, docisnął pedał gazu i wjechał w wąskie uliczki. Minęliśmy jeszcze kilka zakrętów i rozpędem wjechał w czyiś garaż, masakrując całe wnętrze. Wybuchły poduszki powietrzne i przez chwilę starałam się sobie przypomnieć, gdzie jestem.
- Wynosimy się. - rzucił i wyskoczył z auta. Z trudem przecisnęłam się pomiędzy drzwiami, a ścianą. Rzuciliśmy się do ucieczki. Gdzieś z tyłu słyszeliśmy syreny policyjne.
Znaleźliśmy się na przedmieściach, małe budynki, wąskie ulice, bezdomni, te sprawy. Biegliśmy bez przerwy przez pół godziny, słyszałam, jak Mick dyszy obok mnie. Odwróciłam się do niego i nieco zwolniłam.
- W porządku, stary? - kiwnął tylko głową.
Byliśmy już poza miastem, mimo dużej odległości wciąż było słychać syreny. Zauważyłam przed nami rzadki lasek. Po kilku minutach już tam byliśmy. Las gęstniał z minuty na minutę. Padliśmy oboje na kolana przy wysokim dębie. Nie wiem, czemu zwróciłam uwagę na gatunek drzewa. Mick położył się na plecach, a ja oparłam czoło o korę.
- Masz go? - zapytał, a mnie przeszedł dreszcz.
- Ja... chyba nie. Nie wiem. - zaczęłam przeszukiwać dokładnie wszystkie kieszenie. Patrzył na mnie ponuro. Ręce mi się trzęsły. Kieszeń na diament była pusta, wszystkie inne też. Spojrzałam na niego ze złością.
- To TWOJA wina! - Krzyknęłam - Gdyby nie ty, wszystko byłoby łatwiejsze! Już dawno bym się stąd wyniosła! Ale nie! Szanowny pan MICK postanowił sobie, że się do mnie zbliży! Widzisz, co z tego wyszło!
Usiadłam na wilgotnym mchu, klapnął tuż obok mnie. Chwilę mnie obserwował, ale unikałam jego wzroku.
- Stąd? Czyli skąd? - Zapytał wreszcie. Wzruszyłam ramionami.
- Nie chcę o tym rozmawiać. - Wybrnęłam, odwracając głowę. Złapał moją rękę, a mnie przeszedł dreszcz. Jeszcze nikt NIGDY nie dotykał w ten sposób mojej dłoni. Spojrzałam w dół, a potem na niego.
- Mam ten diament. Nie złość się, okay?
- Okay. - patrzył mi w oczy. Napięcie rosło irytująco. Powietrze było jakby po burzy, ptaki nagle umilkły, miasto zamarło, cisza była tak cicha, że aż bolało. Słyszałam nierówne bicia naszych zmęczonych serc. Nasze twarze się zbliżały do siebie, a oddech zwalniał. Dotknął moich ust. Nigdy bym nie pomyślała, że ktoś pochodzący z Gangu Scorpiona może być tak delikatny. Jego usta były miękkie i ciepłe. Zamknęłam oczy i choć na chwilę pozwoliłam sobie poczuć się młodo i swobodnie. Uniosłam niepewnie dłoń i dotknęłam jego policzka. Było ciepłe, jak jego usta. Zagłębił pocałunek i wreszcie zrozumiałam, czym jarają się wszystkie nastolatki. Pierwszy pocałunek, na pierwszej głupiej misji, która uciekła gdzieś w tył głowy. Odsunęłam się na kilka centymetrów, by nabrać oddechu. Oparł czoło o moje i patrzył mi w oczy. Zamrugałam kilka razy.
- Czyli tak smakuje pocałunek kryminalisty. - szepnęłam. Uśmiechnął się lekko. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na jego piękne oczy. Nigdy wcześniej mnie to nie interesowało. Byłam maszyną do zabijania. Po to się urodziłam, do tego zostałam stworzona. Jestem im potrzebna - mruknął głos w mojej głowie. Przymknęłam oczy. Nie mogę go zranić, nawet jeśli nigdy wcześniej nie przejmowałam się uczuciami innych, teraz po prostu nie mogę tego zrobić. Nie chcę. Jak to się nazywa? Zauroczenie? Jestem nim zauroczona? Tylko zauroczona. Po prostu mi się podoba. Koniec tematu. Odsunęłam się niepewnie i zapatrzyłam w przestrzeń pomiędzy drzewami.
- Chyba powinniśmy wracać.
Koniec rozdziału:)) komentujcie, podzielcie się opiniami :D ~ Hermi
PS. Zapraszamy na naszego innego bloga, jeżeli jeszcze nie widzieliście!! http://allyouneedsislove3.blogspot.com/
Subskrybuj:
Posty (Atom)